W Dolnie miała spędzić całe nadchodzące lato. Zamieszkała w
hotelu na wzgórzu, w sypiali z widokiem na jezioro. Wysiadła z
samochodu z mężczyzną.
Czy była młoda? Mogła mieć najwyżej 20 lat. On kładł ręce
na jej ramiona, odwracał jej twarz w kierunku swoich ust. Miała
blade, niezbyt chętne wargi, których nie układała do pocałunku,
a zaciskała mimowolnie.
Weszła do budynku, a światło padające z tarasu musiało ją
oślepić. Odwróciła głowę w moją stronę mrużąc oczy.
Podążałem za nią niosąc jej walizki pełne małych przedmiotów
obijających się o siebie.
Mężczyzna zarezerwował pokój, numer 350, trzecie piętro.
Jechaliśmy windą. Wyszedł pierwszy, trzymał dłonie w kieszeniach
bermudów. Zawahałem się chcąc przepuścić ją w drzwiach.
Patrzyła na mnie jakby nie rozumiała mojego gestu. Może nie
chciała go rozumieć, bo wolała tam zostać.
Wyszedłem na korytarz, a pokój był już otwarty. Walizki
zostawiłem przy drzwiach, zarejestrowałem suche polecenie
wniesienia następnych. Czułem się niezręcznie nie wiedząc czy
kobieta uparcie stojąca w windzie chce zjechać na dół, pójść
do siebie, czy może wyjechać stąd jak najszybciej.
Odważyłem się zasunąć kratę i wcisnąć guzik. Nie
spowodowało to u niej żadnej reakcji, jedynie lekki ruch ramion
spowodowany nagłym szarpnięciem.
Wjechałem na górę sam, nie licząc towarzyszących mi bagaży.
Nie poświęciłem zbyt wiele uwagi nieznajomej osobie. W hotelu
widywałem codziennie setki osób, wnosiłem setki walizek, a
właściciel każdej z nich miał swoje dziwne zachowania. Nasza
milcząca podróż trzy piętra w dół nie była więc dla mnie
niczym, co mogłoby szczególnie przykuć moją uwagę.
Miękki dywan zagłuszył moje kroki. Ich głosy stały się
bardziej wyraźne. Ton nieznoszący sprzeciwu nazwał ten hotel domem
na całe lato. Delikatny pomruk był odpowiedzią.
Wchodząc zobaczyłem ją stojącą przy oknie. Przebierała się.
Miała piękne plecy, widoczny kręgosłup, który znikał przy końcu
pod materiałem spódnicy. Najpierw poprawiła włosy. Przejechała
ręką po karku. Mocniej zacisnęła palce na skórze, zjeżdżała
nimi w dół. Rozpięła zamek spódnicy i pozwoliła jej opaść na
ziemię. Odwróciła się twarzą do wejścia, w którym stałem.
Zmieszałem się, chciałem przeprosić, udawać, że dopiero co
wszedłem, że nie stałem tak i nie patrzyłem. A ona podeszła do
mnie tylko domagając się wyciągniętą ręką zwrotu swojej
walizki. Wyjęła z niej jasną sukienkę. Myślę, że była biała.
Tak, na pewno była biała. Odprawiła mnie wciskając mi do ręki
zwinięte banknoty, a kilka godzin później spacerowała przed
hotelem, pozwalając mi patrzeć na nią i zapamiętać kolor
ubrania. Nie był ostry jak świeży śnieg, nie był też zgaszony.
Kiedy o tym myślę to zaczynam rozumieć, że nie chodziło mi o
wygląd jej sukienki. O to czy była ciemna, jasna, jaśniejsza, z
falbanką, ze wstążką, w paski, z cieniutkimi ramiączkami, czy na
długi rękaw. Patrzyłem na jej skórę. Gładką i bladą.
Próbowałem zrozumieć jej ciało. Stałem się mimowolnym
świadkiem tego, jak jej nogi zaczynają poruszać się pewniej.
Codziennie pokonywały więcej kroków, kilka razy przeskoczyły
nawet kałużę. Pewnego dnia usłyszałem jej kroki w butach na
niskim obcasie, stała w nich mocno i prosto.
Jej ręce odżyły. Poprawiały włosy i zakładały kapelusz.
Kiedy chodziła, poruszały się razem z nią, czasami chowały się
w kieszeniach, czasami trzymały pasek torebki. Kiedy siedziała,
jedna dłoń gładziła drugą, albo wybijała palcami delikatny
rytm.
Przechodziłem obok tarasowych stolików, kiedy prawa ręka z
wyciągniętymi palcami uniosła się wyżej, a usta, wtedy już
koloru bladych malin, poruszyły się i pozwoliły na wypowiedzenie
trzech słów.
- Poproszę szklankę wody.
Młody kelner skinął głową i zniknął. Ja przystanąłem na
chwilę chcąć zapamiętać ten dźwięk. Nie był piękny, ale
smutny. Możliwe, że był piękny w swoim smutku, bo jej prośba o
wodę brzmiała jak prośba o uratowanie jej.
Mijały dni, a każdy tak naprawdę był podobny do poprzedniego.
Nosiłem walizki, kłaniałem się, wieczorami chodziłem do portu
patrzeć na łodzie.
Jeden dzień był szczególnie upalny. Zaczynał się sierpień,
czas, w którym można spodziewać się wszystkiego. Pot lał się po
ciałach. Ja, ubrany w bordowy garnitur, stałem w hallu czekając na
nowych gości. Nie pamiętam kto do mnie podszedł. Czy była to
jedna z tych blondynek z recepcji, czy może chłopak, który pracuje
ze mną na zmianie. Telefon z pokoju 350. Winda,trzecie piętro, na
którym przypomniałem sobie dokąd idę. Drzwi nie był domknięte,
a kiedy zapukałem nikt się nie odezwał. Poczekałem jeszcze chwilę
starając się nie myśleć o niczym. Chodzi na pewno o walizki,
chociaż to dopiero sierpień.
W końcu pchnąłem drzwi. Siedziała na łóżku tyłem do
wejścia. Poruszyła się lekko i obróciła głowę.
Ostatnie dni były na tyle męczące, że przestałem ją
obserwować. Nie zauważyłem przez to, że jej oczy były szeroko
otwarte. Odżyły, były jasne, nadawały twarzy lekkości. Patrzyły
na mnie bystro, z zaciekawieniem.
Stanęła przede mną, ale nie powiedziała ani słowa. Pocałowała
mnie, a ja poczułem że coś się zawaliło, że to nie była dobra
decyzja. Poruszyłem się niespokojnie kilka razy, próbując wygrać.
Odsunęła się i pomyślałem, że może mi coś wyjaśni. Stałem
oszołomiony, śledziłem ruch jej palców odpinających zamki,
guziki i zatrzaski. Naprawdę nie wiem kiedy się jej oddałem, kiedy
moje ręce przestały próbować ją powstrzymać.
Pachniała słodko i słodko się śmiała. Gładziłem jej ciało,
później całowałem mocno i chętnie. Pozwoliłem jej wbijać się
w moją skórę. Czułem ją pode mną, słyszałem jej głośny
oddech. Poruszałem się mocniej widząc jej uśmiech.Pozwoliła mi
skończyć w sobie nie myśląc o niczym.
Naprawdę nie widzę w tym sensu do tej pory.
Wyszedłem, kiedy zasnęła, poszedłem patrzeć na
łodzie.
Nie widziałem jej kilka dni, potem wyglądała normalnie. Jej
oczy, jej nogi, jej ręce. Był jej, nie myślałem o nich jak o
mojej własności.
Skończył się sierpień i zgasła dopiero, kiedy otworzyły się
drzwi samochodu, a ja zarejestrowałem polecenie zniesienia walizek.
Myślę, że mogłem ją uratować, zrobić coś dobrego.
Patrzyła nieprzytomnie, prawie nie podnosiła nóg.
Starałem się trzymać myśli, że nie zrobiłem jej krzywdy.
Wiedziałem, że nie zrobiłem jej krzywdy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz