wtorek, 20 sierpnia 2013

sea

Rano, albo późną nocą. Najlepiej od zmierzchu do świtu. Wiesz, lubię patrzeć na to, co znika. Jednocześnie widzę jak pojawia się coś nowego. Kiedy nie śpię, gapię się w okno. Świta. Wszystko jest czyste, zaczynasz od nowa. Nie ma ciebie z poprzedniego dnia, bo wstał nowy, ty jesteś nowy, zaczynasz od początku, od zera, budujesz od podstaw i budzi się wszystko, pojawia się słońce. Lepiej jest, kiedy się chmurzy. Wolę patrzeć rano na chmury, jak jest szaro, albo ciemnoniebiesko. Kiedy nie śpię, to gapię się w okno. Śpię z twarzą zwróconą w jego stronę, czasami tylko, kiedy głowa tworzy za dużo i za wiele na raz, to obracam się i mam przed sobą ścianę, albo przewracam się i turlam na drugi koniec łóżka. Wtedy obserwuję drzwi co wcale nie pomaga. Wolę budzić się nad ranem, teraz jest jeszcze ciemno. Opieram się plecami o ścianę i patrzę się przed siebie. Rozganiam trochę ciemności sprzed oczu.
Zasnęłabym na plaży, leżąc gdzieś tam na piasku. Zimno, wilgotno i niewygodnie. Lubię jak słońce się topi w wodzie, lubię jak nadciągają chmury, leżysz na ziemi, przed sobą masz granat. Zlany granat z jednej i drugiej strony. Nie oddzielasz fal od chmur, masz przed sobą ciemną plamę. Chciałabym grać na pianinie. Przynieść je ze sobą, postawić na pisku, ustawić przed granatem i grać. Albo słuchać, niech ktoś gra. W tle leci Tiersen, bo chciałabym grać na pianinie i chciałabym patrzeć na granat. Poczekałabym do rana, popatrzyła na resztki mgły. Mgła jest przyjemna. Przydymiona i szczelna. Lubię zimne morze i lubię sztormy, bo to coś do czego przywykłam. Taki sztorm się zdarza we mnie nie raz, coś drga, rozpoczyna go, on się nasila, porywa wszystko, zabiera nie plażę, ale gdzieś tam mnie po kawałku, słabnie, uspokaja się, na końcu pokazuje co mi zabrał, bez czego będę, pokazuje ile zniszczył, odchodzi, wszystko wysycha, zabrane kawałki zapełniają się jakimś tam sztucznym upychaczem, to są różne rzeczy, zależne od nastroju najczęściej. Osoby, albo przedmioty, wspomnienia, albo pomysły, nowe i głupie, które nie są do spełnienia i je też powinna zabrać woda, bo niszczą czasami więcej niż ona.
Chodźmy patrzeć na wodę najlepiej rano, albo późną nocą, kiedy nic nie jest spokojne, oprócz wnętrza. Bo jest wiatr, jest fala, setki fal, uginają się drzewa, jest hałas, a ty stoisz spokojny jak nigdy, cichy. Najpierw jest gniew i żal i złość, trochę szkła na podłodze, a potem wiesz, że są sztormy i trzeba stać spokojnie, bo one nie mogą cię zabrać. Więc jesteś, obojętnie czy na piasku, czy leżysz na ziemi, albo zbierasz szkło z podłogi. Wiesz, że musisz stać, bo co z tego, że wiatr jest za silny, a fale zabierają wszystko co widzisz. Możesz myśleć, że lepiej wciągnąć się w wodę, bo jest granatowa, a ty lubisz granat i tam jest pewnie spokojnie, pomimo zimna. Możesz myśleć co chcesz, a i tak wytrzymasz. Nic się nie liczy oprócz spokoju, który i tak osiągniesz. Wiesz, mimo że nie potrafisz pływać, albo jesteś za kruchy na taki wiatr, albo wolisz leżeć niż stać i tak nad tym zapanujesz. Jest sztorm, jest spokój. Jest burza, jest słońce, złość i radość, zło i dobro. Następstwa. Nigdy nic nie zostaje w ustalonej formie. Po każdym wydarzeniu przychodzi coś innego, nigdy nie będzie się trwało w tym samym, bo wszystko jest przez coś poprzedzone i zawsze jest coś dalej.
Rzucaj się w granat, on też się kończy. Zostaniesz na piasku, wczesnym rankiem, albo późną nocą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz