niedziela, 28 lipca 2013

tale for Philippe

-Myślisz, że potrafimy latać? - zapytał. Siedzieli na ziemi, nad głowami czyste niebo, wszystko na wyciągnięcie ręki.
-Wszystko się dzieje w twojej głowie.
Więc zaczęli latać. Odbili się od ziemi i po prostu znaleźli się w górze.Wyobraź sobie Paryż po zmierzchu, kolory i zapach, dźwięki. Wiesz, że możesz wszystko. Świat należy do ciebie, jest w twoich rękach.
-Chodź - pociągnęła go za rękę, stąpali już po ziemi, wybijali rytm uderzając butami o chodnik.
Zagłębiali się w labirynt uliczek, wchodzili w coraz to węższe przejścia, mijali smutne budynki, patrzyli na nich smutni ludzie. A potem pomyślała, że nie chcą tego widzieć. Zmierzali więc do celu zacienionymi alejami, tajemniczymi przejściami.
-Gdzie mnie ciągniesz? - pytał za każdym zakrętem. Kiedy myślał, że nie ma już przejścia, ona zawsze szła dalej. Potem musiał dobiegać, żeby za nią nadążyć.
Nie odpowiadała na pytania, uśmiechała się tylko drażniąco. Miał ochotę ją złapać i nią potrząsnąć. Najpierw pozwoliła mu latać, teraz każe chodzić, męczy go, coś knuje, niczego nie mówi, idzie za szybko.
-Nie umiem iść dalej - przystanęła niespodziewanie, posmutniała.
-Dlaczego to dla ciebie takie ważne? Lećmy znowu, jestem zmęczony, jestem zły.
Machnęła ręką, uniósł się w górę, przekręcał. Rozłożone ręce, usta rozciągnięte w uśmiechu, nieustający śmiech. Potem zaczęła wyciągać dziwaczne przedmioty z torby, rozkładała je na chodniku, łączyła kablami, ręce miała oplecione w przewodach, przegryzała je, łączyła ze sobą, zaklejała.
-Jesteś normalna? - głos dolatywał z góry, siedział teraz na dachu niskiego budynku, machał nogami w powietrzu, pytał roześmiany. Ona dalej łączyła kable, złościła się pod nosem, on wychuchał śmiechem. W końcu zdecydował się na pomoc, stanął pewnie na ziemi, pomógł jej odkleić taśmę z rąk. Nie pytał co ma oznaczać ta plątanina kabli, co wydaje tak irytujący dźwięk, czy ten przedmiot ma się świecić, czy coś zepsuł. Nagle odciągnęła go gwałtownie na bok, dźwięk narastał, światło zwiększało natężenie i barwę, wokół rozstawionych przedmiotów zaczął tworzyć się okrąg, pochłaniał coraz więcej miejsca, zatykali uszy i zamykali oczy. Fala ciepła przewróciła ich na ziemię, upadli boleśnie, a potem śmiali się patrząc na stojącego dinozaura na środku jednej z ulic Paryża.
-Stworzyłaś dinozaura?!
-Sam się stworzył! Mówiłam, że nie znam dalszej drogi, on musi nas zaprowadzić.
-Czy ty chcesz, żeby naszym przewodnikiem był dinozaur? Gdzie ty mnie zaprowadziłaś i co ty robisz?! Czy mogłabyś odpowiadać na moje pytania? Nie ignoruj mnie!
Krzyczał tak jeszcze przez spory kawałek czasu, nawet wtedy, kiedy niechętnie ruszył za nią i dinozaurem. Wciąż nie uważał jej za normalną osobę, ale pozwoliła mu latać, więc nie mógł krytykować jej całkowicie.
Paryż kładł się do snu. Zapalały się lampy uliczne, ludzie przemykali ulicami, niektórzy w ogóle się nie śpieszyli. Mijali ich starsi i młodsi, samotni i trzymający się za rękę. Nikt nie przystawał i nie krzyczał na widok kroczącego dinozaura, nikt nie pokazywał palcami na nią, oblepioną taśmą, narzucającą tempo istotą. Pomyślał, że nie mogą istnieć.
Krajobraz zmienił się, nie było już budynków ani ludzi. Weszli w mały las, który stopniowo ich pochłaniał, robił się większy, gęstszy. Czasami słychać było głośny śmiech, który rozbrzmiewał i płoszył ptaki z drzew.
-Tutaj się wszystko naprawia. To miejsce zmian - powiedziała i zaczekała, aż ich kroki się zrównają.
-Co masz na myśli?
-Możesz zrobić teraz co zechcesz, możesz o wszystko prosić i wszystko zostanie spełnione. Potem się zaśmiejesz i wrócisz.
W lesie nie było mroczno mimo późnej pory. Czuł się tutaj dobrze, patrzył jak dinozaur odchodzi, skończył ich już prowadzić, znikał za drzewami. Miał czas żeby pomyśleć, a potem zaśmiał się głośno i znaleźli się znowu w centrum Paryża. Przebudził się gwałtownie. Było jasno, siedzieli na ziemi, nad głowami czyste niebo, wszystko na wyciągnięcie ręki. Obudził się bez strachu i kolejny raz zasnął spokojnie. Czuł się bezpiecznie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz