środa, 24 lipca 2013

18 sekúndur fyrir sólarupprás

Przewraca się z boku na bok, podnosi się i poprawia poduszkę. Sięga po kołdrę zwiniętą gdzieś przy końcu łóżka. Okrywa się nią szczelnie pomimo wielkich upałów. Powietrze w pokoju stoi, jest duszno. Kobieta wstaje, jest naga, jej skóra lśni, jest mokra od potu. Wychodzi z pokoju, wspina się schodami na górę i jeszcze trochę wyżej. Sypki żwir wysypany na całej powierzchni dachu boleśnie wbija się najpierw w stopy, potem już w całe ciało, kiedy kobieta kładzie się.
Na drugim końcu miasta inna kobieta nie może się obudzić. Plątanina rurek, plątanina przewodów. Mnóstwo małych ekranów. Na jednym tętno, kolejny kontroluje mózg. Ciche dźwięki, miarowe pikanie. Kwiaty stojące w wazonie, kartka wypisana dziecięcym pismem, zakręcone i krzywe litery jak szlaczki. Serce pokolorowane czerwoną kredką bardzo dokładnie, kolor jest ograniczony, nie wyjeżdża poza kontur.
W cichą uliczkę wchodzi mężczyzna, delikatnie otwiera drzwi, bezgłośnie przemierza uśpiony dom. Otwiera drzwi sypialni, nie widzi wystraszonych i stęsknionych oczu. Łóżko delikatnie ugina się pod jego ciężarem, kolejna kobieta, która nie śpi wychodzi z pokoju. Przytula Wystraszone Oczy, kołysze je, całuje w czoło, cicho nuci. Przenosi Oczy do łóżka, nakrywa je kołdrą, kładzie się obok, nie zasypia, czuwa. Mężczyzna zasypia, budzi go poczucie wstydu, które boleśnie uciska. To mogły być Radosne Oczy, ściąganie kołdry, waleczne uderzenia poduszką, głośny śmiech, ucieczka i łapanie, usta rozciągnięte w uśmiechu. To są Smutne Oczy, patrzą żałośnie, przymykają powieki, wilgotnieją.
Kobieta budzi się, strzepuje żwir zalegający na ciele, prawie świta. Podnosi się z miejsca, stawia krzywe kroki. Siada, a jej nogi są już poza granicą dachu. Macha nimi bezwładnie, w dłoniach trzyma kamyczki, przerzuca je, zaciska pięści, ostre części wbijają się w skórę. Wstaje, stoi na jednej nodze, drugą macha, poprawia włosy, lekki podmuch wiatru uderza ją w twarz. Panorama miasta, które dopiero będzie budzić się do życia, wszechobecny spokój. Zaciśnięte pięści, decyzja i niepewność. Osiemnaście sekund przed wschodem słońca zbierają się przy niej ludzie, leży na brzuchu, rozrzucone nogi i ręce, włosy zasłaniają twarz. Ktoś podaje jej rękę, a ona wstaje, otrzepuje się, patrzy na krew spływającą z rany po wbitym kamieniu. Prosta, krwawiąca linia przecinająca brzuch z lewej strony. A potem blizna i siła na całe życie.
Godziny odwiedzin zaczynają się bardzo wcześnie. Do białej sali wbiega chłopiec, wchodzi mężczyzna. Nowa kartka, nowe kwiaty. Mężczyzna wychodzi, chłopiec siada na łóżku i opowiada. Wstał wcześnie, potem pójdzie do szkoły, nie może przyjść później, jedzie na wycieczkę. Przytula się do śpiącego ciała, zamyka oczy, zasypia. Osiemnaście sekund przed wschodem słońca na białej pościeli poruszyła się blada dłoń i wprawiła w ruch plątaninę rurek.
Otwierają się drzwi, staje w nich Mężczyzna, opiera się o nie. Przemierza uśpiony dom, przewraca przedmioty, przeklina siarczyście. Jest prawie przy wyjściu, kiedy krztusi się, upada na podłogę. Jęki, kaszel, krew, ślina, niestrawione jedzenie, morka plama, dłonie i Smutne Oczy i do tego smutny głos. Wstań, tato, proszę Cię, podnieś się, uważaj, złap mnie, posprzątam, trzymaj się mocniej, połóż się, leż, proszę Cię leż. Osiemnaście sekund przed wschodem słońca wie, że zrobił to po raz ostatni.

Możesz wszystko zmienić. Oddech. Możesz zmienić wszystko. Osiemnaście sekund przed wschodem słońca.

1 komentarz:

  1. sigur rós. i świetlicki u góry. dwie rzeczy tak ważne.
    ciekawa interpretacja, zupełnie inna od mojej. duży plus za wszystko. będę zaglądać częściej.
    + łączenie czterech języków wychodzi bardzo ładnie ;p

    OdpowiedzUsuń